W sobotę była przymiarka. Laura położyła się na podłodze i próbowała pozbyć się tego czegoś, co jej założyłam. Pomyślałam sobie, fajnie, będzie leżała i skubała, a może od czasu do czasu zainteresuje się trawką albo kwiatkiem. Jaka była naiwna.
Po spokojnym wyjściu z transportera, zanim się zorientowałam, Laura była już wolna, bez uprzęży. Na szczęście była tak oczarowana tym, gdzie jest, że bez problemu ją złapałam. Po kilku próbach wreszcie doszłyśmy do tego, jak uprząż ma być założona, by można było swobodnie się bawić. I wtedy się zaczęło. Laura była zachwycona. Ani chwili nie siedziała. Skubała kwiatki, polowała na muchy, wspinała się na drzewo. To była sama rozkosz widzieć, jak jest szczęśliwa. Mi dodatkową frajdę sprawiały reakcje przechodzących ludzi, którzy zachwycali się moją Laurą. Jedna Pani nawet podeszła, pogłaskała ją i podpowiedziała, jak lepiej założyć uprząż. Dzięki tej sugestii szybko doszłyśmy do efektu, który nas obie zadowolił.
Gdy wracałyśmy, Laura całą drogę protestowała, ale gdy weszłyśmy do domu, padła.
Już obie czekamy na kolejną okazję do spaceru...